piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział III "Scyzoryk"

Szakal wszedł jak tajfun do łazienki. Był podenerwowany i z ledwością rozejrzał się z trzeźwością umysłu po pomieszczeniu, dostrzegając Inuzukę, który opierał się rękoma o umywalkę.
- Przez tego skurwiela będę miał kolejną bliznę – marudził, przeglądając się w zaparowanym lustrze.

Było lato i choć Silver River dysponowało klimatyzacją, nie używali jej w chwili obecnej. Według naczelnika padła jakaś faza i trzeba cierpliwie czekać na elektroników zza więzienia, którzy, przecież nie przebywali w tym pudle przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie wiedział, czy ma w to wierzyć. Wszyscy pracownicy tego pojebanego burdelu chcieli udupić więźniów jak najbardziej. Gdyby nie sam fakt, że sama myśl, o tym, że Silver River był jak Wietnam, nie był dołujący. Oczy dookoła głowy. Każda chwila nieuwagi, grozi kulką w dupę, którą zaserwował Ci twój wróg. Pojeby wciąż żyją na tym świecie.

- Ojj… - Szakal podszedł do mężczyzny, muskając ręką jego policzek – wynagrodzę Ci to – szepnął mu ponętnie do ucha, aż tamten skrzywił się mimowolnie.

- Na to liczyłem – uśmiechnął się pewnie, – Ale… - przerwał, spoglądając w błękitne oczy Szakala – jest coś, co mnie nie pokoi.

-I nie tylko Ciebie – mruknął Szakal, robiąc niezadowolona minę – nasze nocne przygody od dziś będę się kończyć w łazience. – powiedział to z taką powagą, że drugi mężczyzna zaśmiał się przez chwilę.

- Tak, ale nie o tym chciałem mówić. – wciąż ciągnął z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Hę? – były rabuś spojrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem.

- Kankuro mi grozi…. – teraz z ledwością wybełkotał słowa, które jakby raniły go dotkliwie w krtań.

- Skurwysyn – syknął – Od kiedy?!

- Od jakiegoś czasu…

- I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – na twarzy Szakala malowała się złość. – Zapierdolę chuja! – krzyknął, uderzając ręką o kafelki.

- Nie! – przeraził się Kiba – Wiesz, że on jest!!

- Czekaj – przyłożył mu palec do ust, uświadamiając tym sposobem, żeby nic nie mówił.

- Zaraz przyjdę – obiecał – muszę z kimś porozmawiać.

Nie minęła nawet chwila, a Szakala nie było już w łazience. Wybiegł, trzaskając drzwiami i zostawiając przerażonego chłopaka, który osunął się na ziemie, zasłaniając twarz, rękoma.

Szedłem szybkim krokiem do celi. Nie zwracałem uwagi na nikogo. Ludzie mnie nie interesowali. Teraz byłem pochłonięty inną myślą i nie dawało mi to spokoju. Przecież nawet najgłupszy idiota nie tknąłby Inuzuki, wiedząc, że przyjaźni się ze mną. Ale to Kankuro. I to mnie nie pokoi. Tu już nie chodzi o Kibę. To inna sprawa. I chyba, nawet się domyślam, jaka jest tego stawka.

Wparowałem do pomieszczenia, w którym, co noc spędzam czas. Nawet się po nim nie rozejrzałem. Od razu podszedłem do szafki, w której leżały najróżniejsze rzeczy – w tym mój najukochańszy scyzoryk, jaki posiadałem w tym pudle - Może nie potrzebnie go biorę, ale wolę być ostrożny. Nie narażam się na izolatkę. Nikt jak dotąd mi go nie zabrał. To normalka. To więzienie wciąż jest niebezpieczne, choć jest o wiele lepiej, odkąd tu przybyłem. Jeszcze bywały przypadki, że wciągu tygodnia ginęło dwudziestu więźniów. I wtedy zaczynała się cała szopka. Ojciec się na mnie darł, dlaczego nic z tym fantem nie robię. Szkoda, że w takich chwilach zapomina, że jestem w zupełnie innym bloku, niż umarli. W tym pudle są rozmieszczone bloki, do których przydziela się więźniów. Podzielone są jakoś na nazwiska. W jednym bloku przeważnie przebywa czterysta osób. Akurat u mnie jest najspokojniej. Z więźniami z innych bloków można spotkać się w „pracy”, w więziennym szpitalu i w więziennej bibliotece. Nie licząc oczywiście pralni i innych mniejszych zakamarków. Moi ludzie się nie wychylali. Wiedzieli, czym to grozi. Zabiją kogoś, to ja zabiję ich. Taka stawka. Przynajmniej był spokój. I może to dziwne, to mogę tu zabijać ludzi. W końcu to przestępcy. Na rzecz państwa. Wyroków i tak za to nie mam. Jedynie odznaczenie mogę dostać. Ale wracając do rzeczy. Kiedy ginęło dwudziestu więźniów wciągu tygodnia (gdzie przeciętna wynosiła liczbę trzy), ojciec mi nie odpuszczał. Kazał mi zrobić porządek w innych blokach. Tylko po raz kolejny raz szkoda, że zapomniał, że tak normalnie nie mogę wejść lub zmienić inny blok. Gdyby bloki były otwarte, to może by mi się udało. Poza tym… miej na uwadze ponad dwa tysiące skazańców! To Kuźwa niemożliwe… A ja słyszę jego gatki, że znów wracam do mojego starego życia, tzn. do życia na ulicy. Matkę zabito, a ojciec pochłonięty zemstą, całkowicie o mnie zapominał. Nawet pieniędzy na jedzenie mi nie zostawiał! Co miałem robić? No chyba nie zdychać. Musiałem kraść. I muszę stwierdzić, że byłem w tym całkiem dobry. Nadal potrafię otwierać zamki i te inne pierdoły.

A teraz… jak wspomniałem. Jestem gliną, który pilnuje porządku w najgorszym burdelu na świecie.

I tak pochłonięty myślami, ledwo zdołałem usłyszeć czyjś głos.

- Kto by pomyślał, że jestem w celi ze słynnym Szakalem? – odezwał się pewny i męski głos. Zaskoczył mnie. Odwróciłem się do niego, przyglądając mu się uważnie. Mężczyzna siedział na dolnym łóżku, opierając głowę o ścianę. Prawą nogę miał podciągniętą do góry, opierając na nią bezwładną rękę. Do tego miał chustę na głowie, która chowała mu włosy, choć kilka czarnych pasemek wysunęło się spod materiału, opadając mu na bladą twarz.

Spojrzałem na niego chłodno.

- Znamy się? – odparłem beznamiętnie. Mógłby się koleś przedstawić, jeśli jest wychowany. Ale, o czym tu mówić. Większość ludzi w tym pudle nie ma za grosz dobrych manier.

- Właśnie się poznajemy – posłał mi drwiący uśmieszek.

Cholera! Co za pewność siebie. Gdyby nie to, że czekają na mnie obowiązki, to dałbym mu porządnie w gębę!

- Skoro Ty mnie już znasz, to może wypadałoby żebym i ja Cię gnojku poznał? – wysyczałem przez zęby, wciąż go obserwując. – Jak się nazywasz?

Drgnął lekko.

- Diabeł Tasmański – odparł z rozbawieniem na twarzy.

Kącik moich ust drgnął niebezpiecznie. Niech ten gnojek poczeka do wieczora, to ja mu pokażę, co to znaczy prawdziwy Diabeł Tasmański!

- Ha-Ha-Ha, już się tarzam na podłodze – zadrwiłem.
Czy On wie, z kogo się nabija? Jedno słowo i ma przesrane w całym bloku!

- Serio? To, dlatego ta podłoga jest taka czysta?

Wkurwił. Najzwyczajniej w świecie mnie wkurwił. Gdyby to był mój kumpel, to bym się nawet z tego śmiał. Ale cholera! Ten kretyn za wiele sobie pozwala!

Dobra. Trzymam nerwy na wodzy. Wieczorem się z nim rozliczę.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super rozdział :)

Ami-chan pisze...

Hahaha XD Ale Uchiha ciśnie xD
Podoba mi się :)