piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział X "Gra Szakala"

- Ej! Hiena! – wołam go z udanym skutkiem. Odwraca się do mnie z groźną miną.
- Chyba coś ci się popieprzyło. Sam jesteś Hieną dupku. – zmarszczył zabawnie swój nos i brwi, poczym uśmiechnął się kpiąco i podszedł do mnie. – A może się stęskniłeś koteczku, co? – patrzył mi wyzywająco w oczy. Dopiero teraz zauważam, że sięga mi do nosa.

Uśmiecham się lekko na wspomnienie jego siły. Taki kurdupel, a tyle potrafi.

- Gdzie się szlajałeś przez całą noc? – spytałem go oschle, pomijając jego zaczepne słowa wobec mojej osoby. Popatrzył na mnie jakby zdziwiony, lecz ten stan nie trwał u niego długo. Już po chwili przyjął swój psotliwy uśmiech.

- Ach, rozumiem. Nie miałeś nikogo do zabawy i czujesz się niespełniony! – stwierdził z całkowitym przekonaniem, na co nie zostałem mu dłużny.

- A jakbyś wiedział – posłałem mu kpiący, a zarazem lubieżny uśmiech w jego stronę. Podszedłem do niego bliżej i przyciągnąłem do siebie, kładąc swoje dłonie na jego tyłku. On odpowiadzła mi zaś perfidnym uśmiechem. Teraz to on mnie zaskoczył.

- Więc teraz tak się bawimy ko-te-cku? – oblizał lubieżnie swoje usta, zbijając mnie z lekka z toru. – Boimy się? – uśmiechnął się kpiąco, zarzucając swoje ręce za moją głowę i przechylając głowę lekko w prawą stronę.

- Czego? Kurdupla ledwo dorastającego mi do pięt? – odgryzłem mu się, doprowadzając do tego, iż na jego twarzy zawitał nieprzyjemny grymas. Spojrzał na mnie ze złością i powoli zaczął ściągać swoje ręce zza mojego karku. I dalej nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prosu złapałem go za nadgarstek przyciągając do siebie i wpijając się w jego usta. Nie mogłem mu pozwolić odejść tak po prostu. Musiałem go zdobyć dla swojego planu, dla swojej zemsty. I nie liczyło się to, że ten Szakal był facetem, że był frajerem za czasów szkolnych, i że był ofiarą porachunków mojej rodzinnej mafii. Był tylko pionkiem w grze, który też czegoś oczekiwał ode mnie. I wiem to, ponieważ w chwili obecnej nie pozwoliłby mi na publiczny, namiętny pocałunek przy pozostałych więźniach. A trzeba podkreślić, że ten pocałunek nie był byle, jaki. Był zachłanny, namiętny. Nasze języki walczyły o dominację ocierając się o siebie i popychając nawzajem. I nie wiem na ile było to możliwe, ale wydawało mi się, że smakował pistacjami, co według mnie pchało nas jeszcze bardziej do dalszych i śmielszych poczynań wobec jego osoby, zauważywszy że pistacje zaliczają się do afrodyzjaków. Z początkowej, pozy jaką było trzymanie jego twarzy w dłoniach przeszliśmy na wślizgiwaniu swoich rąk pod koszulę drugiej osoby, aż na oparciu Naruto o jakiś stół.

- A może tak, nie przy wszystkich? – odezwał się czyjś pretensjonalny głos. Naruto wyrwał się z mojego pocałunku, przekręcając głowę w stronę głosu i przy okazji odsłaniając kawałek swojej szyi, na której chwilę później zostawiłem pokaźną malinkę. Sam nie wiem, czemu, ale taki rodzaj zabawy mi się spodobał. Nie spodziewałbym się tego po sobie, ale jak mówię: „Zakazany owoc smakuje najlepiej”. – chyba jest w tym odrobina prawdy.

-Zazdrosny? – krzyknął Szakal ze swoim psotnym uśmiechem.


- Bardzo – odpowiedział mu jakiś brunet o krótko ściętych czarnych włosach i bladej cerze. Podszedł do nas i spojrzał zachłannie na blondyna, który odwzajemnił mu uśmiechem – jestem nieusatysfakcjonowany wczorajszym zbliżeniem.

- Muszę ci się przyznać, że ja również – znów ten jego lubieżny uśmieszek, który w chwili obecnej mi się nie podobał. Spojrzał na mnie, poczym chwilę później wyplątał się z mojego rzekomego uścisku. – Innym razem dokończymy hiena – rzucił mi na odchodne, podchodząc do tego bruneta i przyciągając go za skrawek bluzy do siebie. Nie minęła chwilą, a już wymienianiali swoje zapasy śliny.

- wiesz, że mam teraz na ciebie ochotę? – Naruto wymruczał ponętnie w usta tego dość przystojnego faceta.

- Wiem. Choć ja codziennie mam ochotę na ciebie. – zahaczył zębami o jego wargi – Idziemy polepszyć nasze stosunki? – spytał bez ogródek i krępacji.

Szakal na to pytanie odpowiedział psotnym uśmiechem. Oblizał swoje usta, wyszczerzając zęby i podnosząc sugestywnie brwi. Po tym krótkim pokazie talentów pupilka Silver River udali się w jedynie im znanym kierunku, a ja…

„No, nie. To mnie zamurowało”. W chwili obecnej byłem wściekły. Jak zaczyna ze mną zabawę, to też powinien ją ze mną skończyć, ale widocznie Szakal nie ma pojęcia, z kim zadziera. Choć fakt, faktem. To on miał nade mną początkową przewagę, ale powoli zaczyna się to wyrównywać. Nie dam się tak łatwo wyeliminować z gry. A właściwie z jego gry. Muszę przyznać, że potraf manipulować ludźmi jeszcze lepiej, niż ja. Spojrzałem na niego jeszcze raz, obmyślając dokładny plan zemsty. Muszę przyznać, że robi się ciekawie.

A plan był taki. Zjadłem śniadanie, które składało się z jakiś przetworzonych parówek i jajek, robiących za jajecznicę, a następnie udałem się do wspólnej celi, którą dzieliłem z tym rozpieszczonym Szakalem. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie to, co w niej ujrzałem. A, co zobaczyłem? No niech pomyślę… Na pewno nie Angelikę Joile z Brad’em Pittem uprawiających wspólnie seks. No dobra… to drugie, to jeszcze zobaczyłem.

- Co wy kurwa tu robicie?! – krzyknąłem na cały blok. Nie jestem pewny, ale prawdopodobnie wszyscy więźniowie znajdujący się w stołówce usłyszeli moje wiązanki przekleństw skierowane do Uzumakiego. – upierdoliliście mi całe łóżko!

- A kto powiedział, że jest twoje? – znów ten zadziorny głos i iskrzące się ze złośliwości oczy. Uzumaki wpatrywał się we mnie z satysfakcją.

- Ja mówię, że jest kurwa moje! Ty pierdolony pedale, wyłącz to do cholery, bo Kuźwa cię już na łeb popieprzyło! A jak tego nie zrobisz, to cię zmuszę – ostatnie słowo wysyczałem. Wkurwił mnie na maxa. Siedzi z tym dziwolągiem o bladej cerze z kanapkami nawalonymi ketchupem i oglądają jakiegoś pornosa z gejami w roli głównej. Nie wspomnę, że moje łóżko było usyfione jakimiś ogórkami z ketchupem i majonezem.

- Złość piękności szkodzi, złotko – zacmokał. Jak ja go nienawidzę. Sam sobie grób kopię. – Nie lubisz gejów? Wiesz, że ranisz moje uczucia? Chciałeś mnie wykorzystać w stołówce?

- Tak. Chciałem cię wykorzystać, bo z moją orientacją, póki, co, wszystko ok. A teraz spierdalaj z mojego miejsca z tym drugim pedałkiem.

- Dobrze, że powiedziałeś „póki, co”, skarbie. Ale przypomnę ci, że zanim tu przyszedłeś, to ja tutaj mieszkałem i miałem do dyspozycji całą celę. Poza tym, zapominasz o moich słowach. Póki nie znajdziesz sojuszników, to nie masz szans wobec mnie. I lepiej się zastanów, a teraz idź rąbać kamienie, bo ja dzisiaj mam wolne.

- U-zu-ma-ki Na-ru-to… - zaciskałem zęby ze wściekłości.

- Też się cieszę, że potrafisz ładnie przeliterować moje imię i nazwisko, a teraz zejdź z drogi, bo zasłaniasz ten czarnobiały odbiornik.

Tak. Mówiłem już, że ten dupek mnie dobitnie wkurza? Taki rozpuszczony smarkacz, za którego porządnie się wezmę.

- To sam mnie usuń. – wypowiedziałem to ze stoickim spokojem. Lata praktyki jednak się przydają.

Spojrzał na mnie zadziornie. Bo jakżeby inaczej.

- Ok. – odpowiedział bez wahania, odkładając talerz z jedzeniem, poczym podchodząc do mnie zaczął się bezczelnie gapić w moje oczy.

- Nie wiesz, o co się prosisz. – ostrzegłem go.

- Mylisz się – odparł. – Sęk w tym, że doskonale zdaję sobie z tego sprawę – i ten uśmiech, po którym zbliża się do moich ust i wkrada swój język do mojej jamy ustnej. Niestety zwierzątko, nie wie, w co się wpakowało – sccs.. ostro – mruczy, kiedy specjalnie ugryzłem go w język, powodując, że czerwona ciecz zaczęła wyciekać z naciętej części języka tego bachora.

- wiesz, że to wojna? – spytałem go – nie jestem gejem.

- sam sobie zaprzeczasz – uśmiechnął się słodko i podnósł rękę do mojego policzka, w celu „poklepania” mnie po twarzy.

- Zabieraj te ohydne ręce – złapałem go za nadgarstki, wykręcając je. Sam nie wiem, po co. Ot, tak. Nawet moje słowa są na próbę, bo mam wielką chęć wykorzystania tego gnojka. A wszystko przez to, że tak cholernie mnie wkurza.

- W takim razie masz celibat - wyszczerzył swoje białe ząbki, że aż dziw, że ciągle są w komplecie.

- Nie byłbym tego taki pewien. Jak będę chciał, to sam wezmę to, co mi się należy.

I znów ten jego uśmiech i niewypowiedziane słowa „to wojna”. To naprawdę ciężka robota. Zmusić tego kretyna do mówienia i wykorzystania go. Mimo wszystko koleś został obdarzony niezwykłą inteligencją po jego małym wypadku z przeszłości. Nie wspomnę, że obaj mamy dominujące charaktery choleryków, które ciągną nas do władzy i każą nam myśleć, że jesteśmy najlepsi. I może w tym wszystkim mam minimalną przewagę, ponieważ kiedyś ten cały Uzumaki był choleryko-sangwinikiem, zaś ja, choleryko-melancholikiem. Ale po niedługiej obserwacji zaczynam zauważać, że jego sangwinik zamienił się na melancholika, co podsuwa mi myśl, że jego działania będą i są podobne do moich. Dlatego też, mogę przewidzieć jego przemyślenia i działania. O ile to tylko nie jest gra pozorów.

#

Teraz jestem zadowolony. Pan Uchiha został złapany w moją pułapkę. Muszę trochę ponaginać swoje własne zasady dla tej „inwidułajności*” , jak to pisało w pewnej książce psychologicznej, która określała osoby o inwidualnej postawie życia, skierowane w stronę negatywną. Inaczej rzecz ujmując, są to osoby nadzwyczaj głupie i rzadko spotykane w społeczeństwie przez swoją inwidualną głupotę i rozumowanie. Dlatego ten Uchiha jest dla mnie „inwidułanością”.

Po tym jak posprzeczałem się z moim współwięźniem, udałem się do celi Shikamaru, aby porozmawiać o tym całym gównie, w którym pływamy.

- Yo! – przywitałem go, rozkładając się na jego pryczy obok niego.

- Yo… mógłbyś ciszej? Łeb mnie boli od tych twoich gierek z tym nowym – jęknął jak zwykle.

- To musisz się przyzwyczaić, bo to jest mój cel, przez który tu siedzę ponad rok. – powiedziałem niby od niechcenia, ale przynajmniej ten leniwiec się trochę rozbudził.

- To ten gość, od którego masz wyciągnąć informację? – zapytał nieco żwawiej, o ile jest to u niego możliwe.

- Tak… to ten sam. Muszę od niego wyciągnąć informację i się zaprzyjaźnić.

- Myślałem jednak, że to nie on, ale widocznie jak zwykle miałem rację. Co zamierzasz zrobić? – spojrzał na mnie.

- Wkręcić go w moją zabawę, ale będzie to trudne.

- Przez dzisiejszy pokaz mam nieco inne odczucia. – mruknął.

- Pokaz a realia, to dwa różne światy. On może tylko chcieć się zabawić i tu mam problem. Kochanka może i z niego zrobię, ale przyjaciela? To totalny głupek. – skarżyłem się, gniotąc koc Nary. – poza tym dochodzi jeszcze stres przez te spawy Hinaty i Ino… - burknąłem pod nosem z niezadowolenia i przemęczenia.

- A co z nimi? – albo mi się wydawało, albo faktycznie zobaczyłem cień strachu w jego oczach. Domyślam się, że spowodowane to było moją kuzynką Ino, która była jego przyjaciółką.

- Nienajlepiej stary, nienajlepiej. O ile Hinata wyjeżdża z kraju, żeby się ukryć, to na tyle Ino nie ma na to szans. Dowiedziałem się, że ją pojmali, dlatego tak cholernie wkurza mnie ta sytuacja. Chcę się stąd wydostać migiem, aby ją wyciągnąć z tarapatów, ale dopóki nie nawiąże lepszej relacji z nowym, to nie mam, na, co liczyć. Dlatego korci mnie o powiedzeniu mu całej prawdy. Bo domyślam się, że mu też nie odpowiada ta cała sytuacja.

- przesrane…. – skwitował. Miał rację. To cała sprawa pachniała gównem i nie ważne, z której strony się na nią spoglądało.

1 komentarz:

Ami-chan pisze...

Hehe akcja na stołówce zajebista :)
Czzyli Naru lubi Sai'a, bo mu kogoś przypomina? A ten 'ktoś', to Sasuke nee?
Tylko dlacego Sasuke nie przypomina mu Sasuke? Ejj przez to opowiadanie podobają mi się chłopacy z mięśniami... no nie.... Ale taki umięśniony Sasu, albo Naru.... mmm ;D
Sama widzisz...

Ciekawe... Sasu chce wykorzystać (nie w TEN sposób, ale to też XD) Naruciaka, a Naru chce wykorzystać Saska... ciekawe co z tego wyniknie ;p

A tak właściwie to przeszłość Naruto mnie zszokowała... to było straszne ;_; Nie dziwie się, że nic nie pamięta (ale musiał być kiedyś taki słodziuutkii <3 aww ^^), ale fajnie by było gdyby sobię kiedyś przypomniał o czasach szkoły i o tym jak zawsze rywalizował z Draniem ;o

Pozdrawiam, weny życzę, Ami-chan :p