piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział XII "Piekielny Szakal"

- Chłopaki! – wpadli do celi, machając rękami. Jednak po chwili spłonęli soczystym rumieńcem.

- Kurwa jego mać! Jeszcze wy! Co wam się wszystkim na spotkanie wzięło?! – ryknął Hidan

- Może są niedouczeni w tych sprawach, więc niech sobie popatrzą, może wyniosą coś z tej lekcji – mruknął Shikamaru, kładąc sobie ręce za głowę.

Hidan spojrzał na niego wściekle.

- No tylko sugerowałem – burknął.

- No dobra. Mówcie, o co chodzi. Gołąbeczki chcą pobyć same – uśmiechnąłem się kpiąco i oparłem się o kratę celi, przyglądając się dwóm chłopakom z wydziału. Byli to Rockl Lee i Chouji. Ten pierwszy był brunetem o ciemnych oczach i krzaczastych brwiach. Jego treningi karate nie spełzły na niczym, gdyż mógł się pochwalić idealną sylwetką. Szybki, giętki i przede wszystkim skuteczny. Po prostu drugi Bruce Lee w akcji. Zaś drugi osobnik miał misiowatą posturę. Ale nie przeszkadzało to w jego pracy gliniarza, potrafił doskonale strzelać do celu. Był w tym perfekcyjny. Był to nasz tak zwany „Lucky shot”.

- Zabuza zwołał więźniów na naradę dotyczącą ucieczki. Są w podziemiach, tam w tym starym i opuszczonym pokoju niedaleko piwnicy. Powinieneś tam być, bo inaczej cały plan w łeb wzięli. – wytłumaczył trochę zaniepokojony Lee. Nie dziwię mu się. Od tej rzekomej ucieczki zależała połowa naszej misji.

- Dobra. Już tam idę – zdecydowałem, patrząc kątem oka na Hidana i Shikamaru – Nie przeszkadzajcie sobie. Opowiem wam o szczegółach, kiedy wrócę, ale nie wymagam tego samego od was.- rzuciłem im jeszcze kpiące spojrzenie i wyszedłem wraz z Lee i Choujim. Usłyszałem jedynie prychnięcie rozłoszczonego Hidana.

- Myślisz, że coś podejrzewają? – spytał zaniepokojony brunet, który szedł koło mnie, patrząc uważnie na moją twarz. Ja zaś zanim odpowiedziałem wsunąłem ręce do kieszeni pomarańczowych dresów i podniosłem wzrok ku sufitowi, uśmiechając się złowieszczo.

- Na pewno, ale zaraz rozwieję ich wątpliwości – spojrzałem na niego z zadowoleniem – Z takim mózgiem jak Shikamaru nie ma opcji, żeby coś nam się wymknęło niepostrzeżenie. – dodałem, odwracając głowę w stronę cel, na które patrzyłem beznamiętnie, w trakcie marszu przez nasz blok – muszę się tylko zastanowić jak mam postępować z Uchihą. Mam tylko parę dni aby zyskać jego zaufanie… - mruknąłem niezadowolenie.

- Jak będziesz tak go traktował, to szybko nie zyskasz w nim przyjaciela – podpowiedział Lee, drepcząc koło mnie. – Musiałbyś mieć więcej czasu. – dodał.

- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę… - odpowiedziałem. Doskonale wiedziałem, że takim sposobem, przyjaźń powstała by przynajmniej po pół roku, a tymczasem bunt może wybuchnąć lada moment, a moja kuzynka jest w poważnym niebezpieczeństwie. – Kurwa!

Od zawsze wiedziałem, że jesteś idiotą. Po co w ogóle przejmujesz się innymi?

Zamknij się! Jeszcze ciebie mi brakowało w tej chwili! – warknąłem do swojego drugiego ja.

Jeśli chcesz zapanować nad tą zgrają kanalii, to daj mi wolną rękę.

Żebyś mógł przejąć nade mną kontrolę i dobrze się zabawić? Zabawne…

Boisz się? Myślisz, że mogę spieprzyć twoje plany? Naprawdę uważasz, że dobrze się bawiąc w tym pudle? O wiele zabawniej byłby cię dorwać poza murami tego kicia, haha!

No tak. Ty zawsze patrzysz na swoje korzyści…

Przynajmniej dobrze na tym wychodzę. Powinieneś dać mi dziś wolną rękę, żebym ich trochę nastraszył, bo wyszedłeś z wprawy.

Zgoda. Może wyjdzie mi to na dobre, tylko nie przeholuj.

Hehe.

Podczas pogawędki z samym sobą, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy z chłopakami ze służby na miejsce spotkania. Przystanąłem przed wejściem, biorąc głęboki wdech i zamykając oczy.

Twoja kolej piekielny Szakale.

Tylko na to czekałem.

Dawno nie dawałem swojemu „czarnemu ja” władzy nad sobą. Wynikało to z tego, że po jakimś czasie panowałem nad sytuację, ale jak na dzisiejszą okazję, trzeba czegoś mocnego.

- Haha! – zaśmiałem się, a raczej to moje drugie ja. – Trochę się zabawimy z kundlami – syknąłem, otwierając oczy, które przybrały przekrwiony kolor, zawsze, kiedy, ogarniała mnie chęć przemocy i złości. Takie małe uszkodzenie po wypadku.

- Naruto.. – odezwał się podenerwowany karateka.

- Co? – wyszczerzyłem zęby w diabolicznym uśmiechu.

- Szakal… - szepnął przerażony, widząc moje spojrzenie. Przyjaciele znali mój mały problem rozdwojonej jaźni – Tylko nie przesadź, bo zepsujesz wszystko, nad czym pracowałeś z Naruto przez ostatni rok.

- Nie rozśmieszaj mnie garncarzu. To tylko dzięki mnie się wam udało. Teraz pora, abym ponownie wrócił do gry – rzuciłem, robiąc krok do przodu, przekraczając drzwi do pomieszczenia. – Co to za tajne schadzki?! – Krzyknąłem od progu, zwracając na siebie uwagę skazańców. – Chcecie mnie wykiwać? – spytałem wściekły, zgrzytając zębami i patrząc na ludzi z mordem w oczach. – Mówcie! – rozkazałem, lustrując ich czerwonym spojrzeniem moich oczu. Skazańcy bali się tego wzroku, ponieważ pod tą postacią najczęściej zabijałem narażających mi się więźniów.

- Nie! – krzyknęli błyskawicznie – Nie chcieliśmy cię wybudzać z drzemki, bo byłbyś zły – tłumaczył kulawo jeden z nich. Czy oni naprawdę są tacy głupi?

- Może i byłbym wtedy zły, ale teraz to jestem wściekły! Banda pacanów! Jeszcze skopiecie cały bunt! – ryknąłem, uderzając ręką w jakąś drewnianą belkę, która pod siłą mojego ciosu, pękła w środku. Jeszcze jeden cios i byłaby przełamana na pół.

- Myślisz, że znasz się lepiej na tym, niż my? – odezwał się śmiałek, którego od razu spiorunowałem nieprzechylnym spojrzeniem.

- Z pewnością – odrzekłem – nawet przedstawię wam usterki, jeśli przedstawicie mi plan ucieczki – odpowiedziałem z satysfakcją w oczach. – To poważna sprawa ,trzeba znać każdy najmniejszy szczegół dotyczący strażników. Ile trwa obchód, po jakim czasie jest zmiana, gdzie trzymają amunicję, w jaki sposób uciec. Wiecie to wszystko? – zakpiłem, widząc ich niepewne miny. – Jasne, że nie wiecie idioci! Nawet czuć to od was, głąby! I bez tych informacji planujecie porywać się z motyką na Słońce!? Jak wy to sobie wyobrażaliście? To najlepiej strzeżone więzienie stanowe w Ameryce! Nikt nie będzie się z wami cackał. Bez planu, to was zabiją bez najmniejszego problemu. – kocham straszyć ludzi i udowadniać im ich głupotę. Od razu mam lepsze samopoczucie. Poza tym.. ach! Powinien zostać dyktatorem! Nikt się nie sprzeciwił i wszyscy mnie uważnie słuchali. To jest po prostu dar przywódczy. – To, co? Myślicie, że się nie znam? To chyba nie znacie mojej przeszłości, pff – parsknąłem stłumionym śmiechem. - Mam już niejedną ucieczkę z więzienia i dlatego trafiłem tutaj, gdzie podobno nie ma możliwości, aby uciec, ale ja wam mówię, zawsze są możliwości i nie ma rzeczy niemożliwych.

- Nie wierzę ci! Kablujesz naczelnikowi, aby dostać mniejszą karę i wyjść na wolność z czystą kartą! – zarzucił jakiś głupek. Najprawdopodobniej człowiek ten był nowicjuszem w innym bloku.

Uśmiechnąłem się pobłażanie.

- Coś ci pokażę – odparłem, ściągając białą koszulę z pleców i odwracając się do skazańca – mam dożywocie, a osoba, która mi to zrobiła siedzi na wolności. Czy wydaje ci się, że chcę zginąć tutaj nie dokonawszy zemsty? – Czasem dobrze, że mam te piękne pamiątki na ciele. Ludzi można wrobić we własną historię, chociaż fakt, faktem. Zemsty i tak dokonam. – Milczysz… - szepnąłem – to znaczy, że się ze mną zgadzasz. Plan ucieczki to długa i poważna sprawa, jeśli chcesz uciec żywy.


Wyszedłem z tego spotkania całkowicie zadowolony jak i roztrzęsiony. Dzięki swojemu drugiemu ja dałem upust emocją. Pobiłem tego zarozumialca, który wysuwał bzdurne wnioski i podjudzał resztę skazańców. Skończyło się to dla niego źle. Połamane żebra, ręka, rozcięta warga, rozdarty łuk brwiowy. Omal go tam nie zabiłem na miejscu, gdyby mnie nie przeprosił.

Ach, ta siła perswazji!

Spieprzaj! Zrobiłeś swoje!

Co za egoista… i ty mi mówisz, że to ja dbam o swój interes.

Piekielny Szakal.. o tak. Teraz nie chce odejść i na dobre zagościł w mojej głowie, doprowadzając mnie do białej gorączki. To właśnie przez niego jego jestem rozkojarzony. Wszystko wokół jest jakby zamazane, a ja pragnę tylko dotrzeć do celi i odpocząć. Na dziś mam wystarczająco wrażeń.

Wszedłem do celi, siadając przy ścianie i chowając głowę w ręce. Czułem na sobie wzrok mojego współlokatora.

- O, czyżbyśmy się dzisiaj nienajlepiej czuli? – zakpił ze mnie ten dureń. Naprawdę, jeszcze tylko jego mi brakowało.

- Brawo… powinieneś dostać Nagrodę Nobla za spostrzegawczość. W życiu bym na to nie wpadł. – mruknąłem z ledwością. Ból głowy się powiększał.

No pozwól mi się zabawić, twój ból od razu zniknie...

- To ty! Możesz zapomnieć, że pozwolę ci na to drugi raz! – warknąłem zły. Niestety, nie wypowiedziałem tych myśli w swojej głowie, tylko powiedziałem je na głos. Ale w tej chwili to był najmniejszy problem. Nie obchodził mnie teraz Sasuke.

- Co ty bredzisz? Słuchasz mnie w ogóle?

Pozwolisz i to nie jeden raz, a wiesz, czemu?

- Spieprzaj! Nie chcę cię słuchać! – zacząłem się drzeć, zakrywając rękoma swoje uszy.

Słuchać mnie nie musisz, ale coś ci pokażę, heh..

Nienawidziłem go w tamtej chwili. Piekielny Szakal przywołał mi wspomnienia tamtej krwawej nocy. Po tylu latach, postanowił się zabawić moją psychiką, przywołując drastyczne obrazy mordowania mojego kuzyna. Przed oczyma miałem urywane zdjęcia ze swojego życia, którego nie pamiętałem do czasu wzbudzenia się ze śpiączki w szpitalu. To nie był pierwszy raz, kiedy robił mi takie rzeczy, ale wtedy to przeważnie były wspomnienia z dzieciństwa, drobnostki, które bolały, albo chociażby fragment, w którym mnie porwali, ale jeszcze nigdy nie przypomniał mi śmierci.

- Piekielny Szakal! – krzyknąłem zły, zrywając się na nogi i wybiegając z celi.

1 komentarz:

Ami-chan pisze...

Ten 'drugi' Naruto jest jak Kurama XD
Mało tu tych konwersacji Naruto z Sasuke... Dlaczego Sasek nosi tą chustkę na głowie? :p (etam taka więzienna moda...xd no nie, ale na serio ;"o)