piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział IX "Sam jesteś hieną"

Moją uwagę przykuły plecy Uzumakiego. Były poranione starymi, przecinającymi całą długość skóry paskami. Wyglądały jak jakieś rany od biczu czy czegoś podobnego. Widocznie ten idiota nadal wpakowywał się w kłopoty i za pewne tutaj dorobił się tego jakże uroczego ozdobienia ciała. Zmarszczyłem brwi, próbując dostrzec jeszcze jakiś szczegóły i zauważyłem. Na jego rękach widniały blizny, które wiły się wokół jego nadgarstków. Były nieopalone w porównaniu do jego naturalnego odcienia skóry. Stawiam na to, że były to ślady od przyciasnych kajdanek lub drutów.

- Pewnie zastanawiasz się skąd Uzumaki posiada takie blizny – wybudził mnie z rozmyślań leniwy głos Nary. Spojrzałem na niego zaciekawionym, choć trochę krytycznym wzrokiem, gdyż u jego boku wił się ten cały Hidan, którego dzisiaj rano miałem przyjemność poznać. Nie wiem jakby się nasze spotkanie skończyło, gdyby nie jeden z klawiszy – niejaki Hatake Kakashi, który przeszkodził naszą potyczkę.

- Och.. nie trzymaj go w napięciu mój tygrysie – mruknął białowłosy przygryzając ucho Nary, który na ten gest lekko się skrzywił. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że Shikamaru woli facetów. – Gdyby nie to, że prawdopodobnie się znacie, dokończyłbym to, co zacząłem dziś rano. – znów ten wyzywający i zadziorny uśmieszek w moją stronę. Chętnie bym mu tą gębę obił.

- Hidan co ty chciałeś mu zrobić? – widać, że Shikamaru nie był obeznany w dzisiejszych wydarzeniach. – Zresztą, nie ważne. – mruknął obojętnie i spojrzał się na mnie – pewnie zastanawiasz się skąd u Uzumakiego taka zmiana i te cacka na ciele – powtórzył, na co kiwnąłem głową niby od niechcenia – i pewnie pamiętasz jak nagle zmienił szkołę.

- Pamiętam. Jego ojciec dostał prace na drugim końcu kraju – mruknąłem, ocierając mokre włosy, ręcznikiem.

- Tylko to nie była prawda – trzepnął Hidana w twarz. Najwidoczniej irytowało go to, że mężczyzna bez skrępowania robił mu malinki na szyi – to była tylko przykrywka.

Uniosłem brwi z niezrozumienia.

- To znaczy? – ta sprawa wydawała mi się poważna. – Możesz mi to wyjaśnić?

- Właśnie próbuję – syknął, kiedy białowłosy przyssał się do jego karku - W tym czasie, kiedy jego ojciec miał zatarcia z Czarną Mafią – najbardziej wpływową i znaną w całym kraju, - która za zabicie kilku ich członków, postanowiła utrzeć mu nosa i porwała Uzumakiego z jego kuzynem Konohamaru. Na początku wydawało się, że zwykły okup i umowa załatwi sprawę, ale jakże inteligentna policja się przeliczyła. Przez nieudolną próbę oszukania mafii i zwlekania z okupem zabili kuzyna Naruto na jego oczach. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać, kiedy przypomnę sobie jak w prezencie wysłali ojcu Naruto odciętą rękę z pomalowanymi paznokciami i gałką oczną jego kuzyna. – zrobił przerwę, przełykając głośno ślinę. Jego wzrok błądził teraz gdzieś po podłodze jakby szukając kolejnych słów. – do tego prezentu dołączony był list, w którym napisali, że nie zamierzają się już cackać z policją, i że zostawili Uzumakiego w jakimś opuszczonym miejscu, w którym ukryli bombę. Nie napisali gdzie, ale napomknęli, że psy mają same sobie poradzić z tym bagnem, jeśli chcą ocalić szczątki, Uzumakiego, który właściwie mógł już nie żyć. Akcja poszukiwawcza zmieściła się w czasie pięciu dni, po których miała nastąpić eksplodowanie bomby. Znaleźli go w jakiejś obskurnej piwnicy bez okien z małą lampą u jego boku. Byłem wtedy tam i uwierz mi, że to, co zobaczyłem przeraża ludzkie pojęcie. W środku cuchnęło stęchlizną a niedaleko krzesła, na którym siedział w obdartych ciuchach Naruto z głową zwisającą w dół, były porozcinane i rozdarte kawałki ciała należące do jego kuzyna. Wokół jego nóg była stężona, śmierdząca krew, a jego wychudzone, ubrudzone krwią ciało nasunęło mi myśl, że Uzumaki nie żyje od paru dniu. Te bydlaki przywiązały mu ręce jakimś ostrym drutem, który wbił mu się w ręce. Oczy zasłonili mu opaską. Plecy miał poranione od bicza i twarz nacięta od noża. Był odwodniony i wychudzony. – spojrzał w moje oczy - W końcu przez półtorej miesiąca był więziony, a od pięciu dniu pozbawiony wszelkich środków do życia. Ledwo udało się wyczuć puls, więc zawieźli go do szpitala. Z trudnością wyszedł z tego stanu. Powiem, że jest to cud, że teraz żyje. Ale przez to wyniszczenie organizmu i szoku spowodowanego obrazem śmierci kuzyna doznał uszczerbku na pamięci. Nie pamiętał i nie pamięta połowy rzeczy, które miały miejsca w jego życiu. Do tego często nawiedzają go częściowe obrazy z tamtych dni i miewa odskocznie od normalnego funkcjonowania. Nie jest taki jak kiedyś, ponieważ nie pamięta siebie za czasów szkolnych. Obstawiam, że ciebie też najzwyczajniej w świecie nie pamięta, bo nie było potrzeby, żeby zawracać sobie głowę kimś, kto go upokarzał na każdym kroku. – syknął, kierując swoje ciemne ślepia na moją osobę

Skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie zaskoczyło. W życiu bym nie napisał takiego scenariusza dla wkurzającego idioty. Nawet, jeśli byliśmy rywalami od niepamiętnych czasów. Choć fakt faktem - nie byłem lepszy. Sam należałem do tejże Mafii, dlatego informacja, że Uzumaki został przez „nas” porwany mnie zdziwiła. Nic nie widziałem o tej całej akcji. Pewnie nie chcieli mnie w to mieszać do ukończenia szkoły albo był to pomysł mojego przeklętego braciszka, który zabił moją rodzinkę, a następnie wsadził mnie do paki.

- Uuu – skrzywiłem się trochę mrucząc pod nosem – to, dlatego jest teraz taki psychopatyczny.

Groźny wzrok ze strony Nary. No tak… nie byłbym sobą, gdybym czegoś takiego nie powiedział.

*

- No, no, kotku. Nie w humorze dzisiaj? – zawołał mnie Kankuro, który wybiegł z jakiegoś ciemnego kąta.

Jeszcze mi go brakowało…

Hah! A co żeś myślał? Nie pamiętasz, co mu obiecałeś?

Cholera jasna! Zapomniałem… Tylko jak go tu spławić? Naprawdę nie mam dzisiaj ochoty na igraszki.

- Nie… - warknąłem oschle. Dzisiejszy dzień doprowadzał mnie do białej gorączki. Wszyscy uwzięli się na moją osobę – Mam już dzisiaj wszystkich totalnie w dupie! Co ja, bachor jestem? Nagle wszyscy się mnie uczepili, nawet świętego spokoju nie mam! Kurwa mać! – krzyknąłem na głos, zwracając na siebie uwagę innych więźniów – mam już taki mętlik we łbie, że nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać z tego wszystkiego. – burknąłem zły, spoglądając na Kankuro z obrażoną miną. A on się… uśmiechnął?

Kurwa mać.. ja mam chyba jakieś zwidy…

Chyba nie tylko ty…

Świetnie! Nawet moje drugie ja ma zwidy! A może i my coś dodali do jedzenia?

- Dobra, Szakal. Dzisiaj ci daruję, ale służę ci pomocą. Widzę, że masz ciężki dzień, więc zapraszam cię do mojej celi. Opowiesz mi o wszystkim, to razem coś wymyślimy. – założył swoją rękę za moją szyję. Gdybym miał się opisać swój wyraz twarzy w tej chwili, to na pewno ująłbym to, że moje oczy przypomina spodki od talerza. Czy ja jestem, aż taki czarujący, że największy goryl w pace chce mnie uszczęśliwić? I teraz mnie jeszcze prowadzi do swojej celi, kiedy jestem w takim stanie? Czuję się jakbym był uprowadzany…

*

Zapach cynamonowej tabaki drażnił moje nozdrza. Unosił się po całej celi mojego dzisiejszego kochanka. Jakby, kto nie wiedział, pan goryl uwielbiał wciągać tabakę o najróżniejszych „smakach”, czy też „zapachach”. Nawet nie wiem, czy to smakuje, czy raczej pachnie. Nie potrafię przypisać tego do odpowiedniej kategorii. Wciągasz proszek o pewnym zapachu , a potem czujesz to i w nozdrzach i w ustach. Jedynie, czego jestem pewien to, to, że niesamowicie przeczyszcza nos.

- Wygodnie ci? – spytał mnie.

- Na pewno bardziej, niż na mojej pryczy. – mruknąłem mu, wtulając głowę w jego tors, który był niesamowicie wielki i umięśniony. Ten facet podobał mi się cholernie pod względem budowy ciała. Tylko przy nim czułem się zdominowany, choć zawsze sam rządziłem wyższymi od siebie, to jednak, on był wyjątkiem. Przez jego gigantyczność posiadał w celi prawdziwe łóżko, gdyż więzienie nie dysponowało pryczami o długości jego ciała. Dlatego też, leżę teraz na jego łóżku i wtulam się w jego ciało. To chyba pierwszy raz, kiedy tak robię. Zawsze nasze spotkania były ostre i namiętne. Do tego ciągle walczyliśmy o dominację, co przychodziło mi z niemałą trudnością ze względu na mój wzrost. A teraz? Ja niczym jakieś dziecko uciekam w jego ramiona. Nigdy bym nie przypuszczał, że Kankuro może okazać się taki czuły wobec kogokolwiek.

- Jakiś uroczy Szakal – czuje jak wkłada rękę w moje włosy.

- Spieprzaj – na oślep łapię jego rękę i próbuję ją odciągnąć od mojej głowy, co kończy się fiaskiem, gdyż jego silniejsza ręka odciąga moją, powodując oderwanie mnie od jego ciała i umieszczenie mnie w pozycji dolnej. Patrzę na niego zmęczonym wzorkiem, kiedy ten uśmiecha się do mnie, poczym zaczyna całować mój tors oraz moją szyję. – Uh.. obiecałeś – jęczę, kiedy czuję, że robi mi malinki.

- Dlatego zaufaj mi. Spróbuj.. się …zrelaksować – mówi podczas przerw między pocałunkami. Ach… taak. W sumie raz mogę sobie darować dominowanie z powodu braku sił. Jestem wykończony zarówno psychicznie, jak i fizycznie. A jego namiętne pocałunki są takie przyjemne. Ale dziś tylko na tym się skończy, ponieważ piaskowy dziadek sypnął mi swoim magicznym pyłem w oczy, powodując tym samym, że udałem się do krainy Morfeusza.

*

Noc. Zapadła już noc. Zimna, ciemna i nieprzyjemna. Nic nie było widać, ale nie był, aż na tyle głupi, by nie zauważyć nieobecności Szakala, który gdzieś zniknął.

Ciekawe, gdzie się podziałeś idioto. Mam tyle rzeczy do wyjaśnienia, a ty cholera raczysz się nie pojawiać! Muszę się upewnić, że faktycznie mnie nie pamiętasz. Wtedy bezproblemowo będę mógł cię wykorzystać do spełnienia zemsty. Tylko jeszcze nie wiem jak dokładnie to uczynię, ale jestem pewny, że będziesz kluczem do mojego sukcesu. I nie dam się tak łatwo poddać Itachi! Zapamiętaj to! Jeszcze cię dopadnę i zmuszę do błagania o litość. Ale wtedy już nie będzie „zlituj się braciszku”. O nie.. co to, to nie. Nie dam się. Będę patrzył z satysfakcją na twoje cierpienie. Pójdę za to do piekła, ale chyba już dawno mam tam bilet bezpowrotny. Jedynie, co mnie boli… to, to, że nie wiedziałem, kim naprawdę jesteś. Zawsze wydawało mi się, że jesteś daleki od rodzinnego interesu. A tu proszę. Jedna chwila i zabijasz prawie całą rodzinę i wsadzasz do paki swojego… jak to mówiłeś? „Ukochanego” brata. Wciąż mnie to dręczy, ale już niebawem mi to wszystko pięknie wyjaśnisz. A Suigetsu i ten parszywy Naruto mi w tym pomogą. Choć ten drugi jeszcze o tym nie wie.


- POBUDKA! – słychać po całym kiciu krzyk klawiszy, którzy wybudzają więźniów ze słodkich snów, aby chwilę później otworzyć kraty i zaprowadzić skazańców na śniadanie. Naruto jak nie było, tak nie ma. Pewnie spotkam tego dupka na śniadaniu, bo wieczorem musiał się gdzieś zabawić. Popierdolona gwiazdeczka tego Silver River. Całą noc myślałem, jakiego podstępu tu użyć. I co? Doszedłem do wniosku, że istnieje kilka rozwiązań. Pierwsze – uwieść go… co by chyba za trudne nie było, ale sama myśl o tym, doprowadza mnie do furii. Jeszcze debil nabierze pewności siebie, że jest najlepszy. Drugie – skłamać i powiedzieć fałszywą wiadomość o jego przeszłości, którą rozpowiem, jeśli mi nie pomorze. Trzecie – zebrać sojuszników i pokonać bandę Uzumakiego. I właściwie na tym się kończy. Inne sytuacje są na nie moją korzyść. Nie zagrożę mu śmiercią, bo jest mi potrzebny. Do tego, po rozpowiedzenie tejże wiadomości sam byłbym martwy. No chyba, że się zaprzyjaźnimy, w co szczerze wątpię.

Bufet. Pełno zaspanych karaluchów w podkoszulkach i pomarańczowych dresach. Wszyscy cuchną, aż mi się niedobrze robi i na wymioty zanosi. Ten ich cuchnący pot unosi się w powietrzu, a ja mam tu zjeść. I jeszcze te krzywe gęby spoglądają na mnie nienawistnymi i perfidnymi uśmieszkami. Banda zboczeńców.

Stoję tak jeszcze chwilę w tym cuchnącym miejscu, dopóki nie zauważam przemykającej przed moimi oczami blond fryzury. Aż dziw mnie bierze, że omal go pominąłem.

- Ej! Hiena! – wołam go z udanym skutkiem. Odwraca się do mnie z groźną miną.

- Chyba coś ci się popieprzyło. Sam jesteś Hieną dupku. – marszczy zabawnie swój nos i brwi, poczym uśmiecha się kpiąco i podchodzi do mnie. – A może się stęskniłeś koteczku, co? – patrzy mi wyzywająco w oczy. Dopiero teraz zauważam, że sięga mi do nosa.

1 komentarz:

Ami-chan pisze...

Ahahahaha XD biedny Uzumaki... Zawsze taki niziutki XD a to ile on ma w końcu lat? ;-: Czemu się uśmiecham na każde wyzwisko jak 'koteczku,usuratonkachi czy nawet hiena' ;-;