piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział IV "Szybki numerek"

- Jak zabierze ci się na poważną rozmowę, a nie na żarty, to pogadamy. Na razie nie mam czasu dla szczurów – warknąłem, wychodząc z celi. Zdążyłem jednak usłyszeć ostatnie jego słowa.
- Jaki drażliwy… - machnąłem na niego ręką, idąc dalej. Gdybym się odwrócił, to nie ręczyłbym za siebie.
Kankuro. Prawdziwy goryl w tym pudle. Mężczyzna mierzący ponad metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Do tego szeroka klata i bicepsy jak u jakiegoś strongmana . Tylko się modlić, aby nie dostać w mordę. To naprawdę ryzykowne, aby zbliżać się do jego celi. Ale nie z mojej strony. Żyłem z Kankuro w zgodzie. Poza tym… facet ewidentnie miał do mnie słabość, co oczywiście wykorzystywałem na wszelakie możliwości. Zawsze załatwiał mi rzeczy, o które prosiłem. A spłata nie była wcale jakaś kosztowna, czy coś w ten deseń. Po prostu, przeżywaliśmy razem wspólne noce. Kibie, najzwyklej w świecie to nie odpowiadało. Pozwalał mi na sex z innymi więźniami, tak jak ja jemu pozwalałem. Ale nie cierpiał, kiedy chodziłem do Kankuro. Był jego wrogiem i nie chciał się z nim dzielić, mną. Nie mam do niego o to pretensji, ale ten goryl czasem naprawdę dawał mi to, czego Inuzuka nie mógł mi dać. Przy tym wielkim mężczyźnie czułem się naprawdę zdominowany.
Teraz idę do niego z powodu interesów. W więzieniu trzeba sobie radzić. Tu nic nie ma za darmo. Ciuchy, ciasta, buty, noże, pistolety, narkotyki. To wszystko nadal się zdarzało. Wiem, że mówiłem, że jest bezpieczniej. Ale to prawda. Kiedyś, to za zwykłe spojrzenie można było dostać w ryj. Teraz, jako tako nie ma z tym problemu. A broń… choć naczelnicy ciągle się jej pozbywali, to wciąż wracała. Tu trwał ciągły handel. Nawet za zwykłą pomoc lekarską czasem się płaciło. Każdy skazaniec miał przecież, kiedyś jakiś zawód, co tutaj się wykorzystywało. Prawnik, lekarz, trener, hydraulik, architekt, elektryk. Prawdziwe skupisko zawodowe. Oczywiście.. bywali ludzie bez wykształcenia. Zwykli mafiosi, złodzieje, pedofile, gwałciciele, mordercy… Ale i oni mogli znaleźć swoje miejsce w tym obskurnym więzieniu. Nawet dla takich drani jak oni - zawsze czekało stanowisko „bodyquarda” – ochraniarza największych kanalii w tym pudle.
Kankuro trafił do paki, za napad z bronią w ręku. Do tego dochodziły jeszcze bójki kibiców, w których uwielbiał uczestniczyć. Stuknięty facet. Uwielbiał czuć adrenalinę w żyłach. Lubiłem go, choć nie odpowiadało mi to, że nie przepadał za Inuzuką – moją ulubioną łóżkową zabawką, choć teraz, to raczej łazienkową, bo nie mam zamiaru pieprzyć się z nim na oczach, tego nowego dupka z mojej celi. Ale, co począć? Przeboleć. Nie wszyscy muszą się tu lubić.
- Ho, ho! Kogo mi tu nogi niosą? – uśmiechnął się perfidnie, kiedy zauważył, że do niego przyszedłem.
- Tego, co twoje oczy widzą – odparłem, opierając się łokciem o kraty.
- To dla mnie zaszczyt.
- przychodzę tu – zawahałem się – słyszałem, że groziłeś Inuzuce.
- Wiedziałem, że ten smarkacz się poskarży. – odpowiedział z pretensją.
- Ten smarkacz jest w moim wieku – wciąż go uważnie obserwowałem.
- Ale ty w porównaniu do niego, wyglądasz jak prawdziwy facet z jajami. – tłumaczył się – masz mięśnie, zarost, władzę, klasę.
- Ohoh… czego ja się od ciebie dowiaduję – zaśmiałem się – uważasz, że leci na mnie z powodu władzy?
- Nic takiego nie mówiłem. Ja mówię, czego mu brakuje, żeby być facetem takim jak ty.
- ach, no tak. Ale popatrz na to z innej strony. Gdyby tak zapuścił wąsy i brodę, to by nie był prawdziwym facetem?
- Nie, wyglądałby jak jakiś żul stojący przy tanim hipermarkecie – szepnął, podchodząc do mnie i muskając dłonią mój policzek, dodał – nie ma drugiego takiego jak ty. Jesteś unikatowy.
- Zdaję sobie z tego sprawę – uśmiechnąłem się dumnie – I domyślam się, po co mnie tu ściągnąłeś. I wiem, jaka będzie tego cena.
- Jak zwykle bystry – zauważył – Masz, nie było łatwo – podał mi białą paczuszkę do ręki. Była owinięta białym papierem i obklejona mocną, brązową taśmą. Schowałem ją do kieszeni spodni. – To, kiedy nasz czas? – spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Hmm… niech pomyślę – uniosłem rękę do twarzy i ułożyłem ją w taki sposób, który mówił, że się zastanawiam – jutro.
- Ach. Więc dzisiaj jesteś już zajęty swoją zabaweczką – warknął zdecydowanie zły i przybliżył się do mnie.
- Też – odpieram, nie spuszczając z niego oczu – ale do jutra, zdążysz zmyć te fioletowe kreski z twarzy. – dotykam jego policzka, pocierając o fioletowy ślad – nie będę się z tobą pieprzył, kiedy masz na twarzy ten makijaż, bo mnie to, najzwyklej w świecie śmieszy. – uśmiechnąłem się.
- Lubię, gdy się śmiejesz – odpowiada mi szeptem, poczym zatapia się w moje usta. Zarzucam mu ręce za szyję i wstaję na palcach. Jakoś muszę sobie radzić. Chcąc, czy też nie chcąc – nie jestem wysoki. Ledwo mierzę metr siedemdziesiąt.
Ten pocałunek jest długi i zmysłowy, wdziera mi się swoimi rękami pod moją białą, więzienną bluzę i masuje mi plecy. Robi to tak zmysłowo, że chciałbym uprawiać z nim seks, już dzisiaj, teraz, w tej chwili, ale niestety. Dziś obiecałem tą przyjemność, Kibie.
Czasem czuję się jak zwykła kurwa. Serio. Całuję się z facetami, uprawiam z nimi seks bez zobowiązań. Bo liczy się zasada „Coś za coś”. Ale… w końcu, gdybym chciał, to nie musiałbym się z nikim pieprzyc na każdym kroku. Robię to, bo lubię. Lubię zmiany i wyzwania. Dlatego także, nie odmawiam sobie seksu ze szpitalną pielęgniarką. Niezła szprycha. Ciągle się podnieca na moje wizyty w izbie chorych.
Nie mija chwila, kiedy słyszę dźwięk uderzanej pałki w kraty. Odrywam się od Kankuro i spoglądam na sprawcę tego hałasu. Sprawcą okazuję się dość młody mężczyzna o szarych włosach i masce na twarzy. Był to Hatake Kakashi. Więzienny strażnik, który sprawdza cele przed zamknięciem.
- No, gołąbeczki. Czas do łóżka – mówi uchachany naszym widokiem.
- Jak zwykle musisz przerywać – mruknął niezadowolony szatyn.
- To moja praca. Nie miałbym nic, przeciwko, ale takie są rozkazy. O dwudziestej drugiej wszyscy do cel. – mówi spokojnie – No to jazda, Uzumaki.
Posyłam ponętny uśmiech Kankuro i idę wraz z Kakashim do swojej celi.
- Hatake – zwracam się do niego – mógłbyś dać mi chwilę? – pytam się na luzie.
- Jasne, ale jak sprawdzę wszystkie bloki, to masz być w celi – stawia warunek.
- Spoko, stary. I tak to ci trochę potrwa, a ja nie robię tego godzinami – uśmiecham się kpiąco, na co szaro włosy wywraca oczami.
- Tylko nie załap Hiva – ostrzega, idąc w kierunku zachodniego bloku. Rozdzielamy się.
*
Napieram na drzwi od łazienki i wchodzę do niej głośno. Widzę Inuzukę, który opiera się o ścianę i wpatruję się w moją stronę. Po chwili na jego twarzy ukazuje się psotny uśmieszek i ściąga z siebie koszulę. Ja zaś, odwzajemniam jego uśmiech i zbliżam się do niego szybkim krokiem.
- Dzisiaj szybki numerek – informuję go, całując go w szyję i robiąc mu różową malinką. Kładę ręce po obu bokach jego głowy i wpijam się w jego waniliowe usta. Waniliowe, bo Kiba codziennie, podczas kolacji zajada się serkami waniliowymi. To taka jego mała obsesja, która nawet mi się podoba. Przynajmniej jego usta nigdy nie zmieniają smaku. I zawsze mogę zgadnąć, kto mnie całuje. Jego ręce błądzą po moich plecach, i wkradając się pod moje bokserki. Zaciska moje pośladki, wywołując u mnie jeszcze większe podniecenie. Wsuwam mu kolano między krocze i przybliżam się swoimi biodrami, do jego bioder. Wciąż całuję go łapczywie. Moje usta błądzą po jego twarzy. Tak bardzo kocham go całować. Moja zabaweczka.
Odrywam się od niego i ściągam mu spodnie. Spogląda na mnie zaskoczony.
- Pamiętaj, że nie mamy czasu – mówię mu, biorąc się za ściąganie własnych ubrań.
- To, co zamierzasz zrobić? – pyta się, wlepiając swoje oczy w moje ciało.
- Porwać cię pod prysznic – posyłam mu znaczące spojrzenie, poczym łapię go za rękę i zaciągam do kabiny prysznicowej. Odkręcam kurek z ciepłą wodą, kiedy Inuzuka przytula się do moich pleców i składa mi zmysłowe pocałunki w okolicy szyi. Z moich ust wydobywa się jęk rozkoszy, ale wciąż pamiętam, że nie mamy za dużo czasu. Odrywam się z jego objęć i spoglądam mu odważnie w oczy. Chłopak mnie rozumie. Posyła mi lubieżny uśmiech, poczym się odwraca.
Zbliżam się do niego, łapiąc go delikatnie za biodra. I pochylam głowę tak, aby moje usta były blisko jego ucha.
- Będzie boleć – szepczę, podgryzając mu płatek ucha.
- Ma boleć – mruczy.
Odrywam od niego głowę i zaczynam w niego wchodzić. Nigdy go nie przygotowuję. Nie lubi tego. Zresztą… ja też tego nie lubię. Najwidoczniej jesteśmy pieprzonymi masochistami. Zaczynam się ruszać w przód i tył, wciąż trzymając go za biodra. Kiba zaś, rękami opiera się o kabinę, wyjąkując słowa: Jeszcze… mocniej… o tak… szybciej…
Robię to, o co mnie prosi. Nie będę się z nim dręczył, choć przeważnie tak robię. Ale nie tym razem. Teraz jesteśmy w łazience, a w mojej celi przesiaduje jakiś gówniarz, który myśli, że wszystko mu wolno. Kiedyś pieprzyłem się z Inuzuką w mojej celi. Tak głośno, że wszyscy więźniowie, to słyszeli. Krew ich zalewała. A teraz? Teraz z Kibą, pieprzymy się jak zwykłe zwierzęta, aby zaspokoić swoje potrzeby. Ale jako bardzo szczęśliwe zwierzęta.
Dochodzę w nim. Biała maź spływała mu po jego zgrabnych pośladkach. Wychodzę z niego i przytulam się do jego pleców. Dyszę szybko i płytko, tak samo jak Inuzuka, tylko, że ja mu dyszę do ucha. Wzmacniam uścisk i całuję go czulę w kark. Tak bardzo kocham się z nim pieprzyć, choćby to nawet miał być szybki numerek.

1 komentarz:

Ami-chan pisze...

Narukiba! :c KankuNaru! D:
Nie lubię takich par :/
Cały czas miałam taką myśl "co ty odpierdzielasz Uzumaki?! Wracaj do celi, a nie się puszczasz! :c" no, ale się nie doczekałam...

Ps: za tą weryfikacje to Cię zabije xD