sobota, 24 grudnia 2011

Święta w Silver River cz.I

Ohayoo! Nie udało mi się na czas napisać jednej, wielkiej notki, więc będę dodawała ją w częściach. Dzisiaj dodaję I część, wieczorem powinna być druga część. Nie wiem, o której wrócę. Ale święta, to święta. Trwają do poniedziałku ^^". Nie wiem, ile będzie części. Może 3 albo 4. Zależy.
Jakoś tak mało świątecznie mi to wyszło. Gomene.

~~!~~


Kij, że w Panama nie pada śnieg. Ale zrzućmy to na anomalia pogodowe.

Za oknami prószył śnieg, opadając delikatnie na dachy domów. Stopniowo biały puch zasypywał całą pobliską okolicę, która otaczała słynne więzienie Silver River. Za murami tego obskurnego miejsca słychać było wesołe kolędy. Pieśń przedzierała się do uszów skazańców, którzy z ciężkim wysiłkiem usiłowali udekorować swoje cele, by choć trochę poczuć magię świąt. Naruto ze swoim skromnym metr siedemdziesiąt wspinał się na placach, aby zawiesić czubek na choince, którą dostał od ojca na święta. Ironią losu, brakowało mu zaledwie pięciu centymetrów, aby założyć ten pieprzony czubek na zielone drzewko.

- Noż, kur… czaczki pieczone – w połowie przekleństwa zreflektował się i zmienił nieco konstrukcję wulgaryzmu na łagodniejszą wersję. W czasie świąt starał się nie przeklinać.

- Co tam mamroczesz? – spytał niby od niechcenia Uchiha, który pod pozorem przeglądania świątecznego magazynu, patrzył bezkarnie na tyłek Uzumakiego. Blondyn wściekał się na tą bestię, która wygodnie leżała na pryczy, nie kiwnąwszy nawet palcem, aby w czymś pomóc.

- Że jak się kur… kur.. kur… - ledwo powstrzymywał się od wściekłości, spoglądając zawistnym spojrzeniem na przeklętego współlokatora, który ani myślał, aby mu pomóc w ubiorze choinki! – jak nie zepniesz tyłka i mi nie pomożesz, to śpisz na zewnątrz! – rzucił zły.

- Szakal… ale ja nie potrafię tak ładnie spinać tyłka jak ty, jestem za wysoki… poza tym, nie jesteśmy małżeństwem, abyś mi groził spaniem na zewnątrz. – uśmiechnął się kącikiem ust, obserwując reakcję blondyna, który zaprzestał usiłowania włożenia czubka na wierzchołek świerku.

- Zaraz ty porobisz za choinkę! I włożę ci ten czubek, gdzie światło nie dociera! – warknął zły, odwróciwszy się do Uchihy z błyskiem szaleństwa w oczach. - Zaraz zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni!

Mina Uchihy… bezcenna.

**

- Jedzie Mikołaj na swych saniach… i świerzbią mu jaja, ujajaj Tu tu tu – mruczał Hidan zawieszając krwisto czerwone bombki zrobione z kruchego ciasta przez jego matkę. Było wiadomo, że jego rodzina jest nieco pomylona. Więc Shikamaru nie był zdziwiony formą bombek, które przedstawiały pozycję Kamasutry albo ciastka ze Shreka bez ręki, nogi, a nawet czasem i bez głowy. Chociaż to drugie było niezamierzone. Po prostu Chouji dobrał się do wypieków matki Hidana.

- Co ty śpiewasz? – burknął Shikamaru, przyglądając się w skupieniu na Hidana.

-Kolędy, a co miałbym innego śpiewać? – odwrócił się do mężczyzny z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy. – Masz ochotę na świąteczny prezent? – spytał, oblizując swoje usta prowokująco.

Shikamaru przełknął ślinę z trudnością.

Cóż… 

lubił..

 prezenty…

**

Obserwował ze wściekłością poczynania współlokatora. Próbował oglądać jakiś sensowny film na 17 calowym telewizorku, który pochodził z epoki kamienia łupanego. Właśnie, próbował - to dobre słowo.

- Sai! Wypierdalaj mi z pola widzenia! Przeźroczysty to ty, do chuja nie jesteś!– krzyknął, rzucając w stronę czarnowłosego swoim butem. Przeklinał dzień, kiedy trafił do celi mężczyzny przypominającego z wyglądu Uchihę.

Trafił w tyłek.

- Podrywasz mnie? – odwrócił się zdziwiony Hioshi, który trzymał ścierkę w ręku.  Suigetsu zastanawiał się po cholerę brunetowi ten kawałek szmatki, skoro w celi świeciło czystością. Taka mała obsesja Hioshiego, który codziennie coś czyścił albo rysował. A rysował bardzo dziwne rzeczy. Ogólnie, facet był dziwny.

- Co?! – najeżył się - Spieprzaj! Zasłaniasz mi ten jebany telewizor! No już, kurwa odsuń się! – pomachał ręką, żeby mężczyzna się przesunął.

- Posuń? Mam cię posunąć? – zmrużył oczy z radości – wiesz… nie wiedziałem, że jesteś taki napalony – mruknął, podchodząc do zaskoczonego chłopaka. Suigetsu nie wierzył w to, co widział. Sai oparł dłonie na jego klatce piersiowej i popchnął go na prycz – ale bardzo mi to odpowiada.

**

- Jak myślisz, co robią chłopaki? – spytał puszysty mężczyzna, który co chwilę chrupał jakieś pierniki oblane polewą czekoladową albo chipsy o smaku serowo-czosnokowym. Był tym rodzajem policjanta, który nie dbał o kondycję i czerpał z życia to, co najlepsze, łamiąc stereotyp zaciekłego mundurowego, pilnie strzegącego prawa sprawiedliwości. Pasował mu jedynie stereotyp, w którym policjanci zajadają pączki z lukrem. Chouji lubił pączki i sam wyglądał jak pączek.

- No jak to, co? Czerpią ducha Świąt Bożego Narodzenia! – krzyknął Lee, uderzając pięścią w worek treningowy, powieszony w środku celi. Wszyscy wiedzieli, że mężczyzna posiadał czarny pas karate i codziennie ćwiczył nawet, jeśli były to święta.

- Lee… odpuściłbyś sobie ćwiczenia, chociaż raz – odezwał się Akamichi – są święta.

- No właśnie! Święta! Tym bardziej nie mogę sobie odpuścić! Wiesz, ile mógłbym przytyć przez te dwanaście potraw?!

- Myślisz… że w Silver River poczęstują nas, aż dwunastoma potrawami?

Lee zaprzestał uderzania w worek treningowy, przytulając się do niego.

- Racja… tak dobrze nie ma. – burknął. – Mamo! Zagłodzą mnie tutaj! – krzyknął po chwili z rozpaczy. Kochał wypieki swojej matki.

Brak komentarzy: